Od 13 lat straszą mnie reformą planowania!

Businessman or stock broker with cellphone

Mam 40 lat. Studia skończyłem 16 lat temu. W zawodzie pracuję rok dużej, bo ambitnie podszedłem do sprawy i jakimś cudem znalazłem prywatną pracownię, która chciała mnie zatrudnić. Wtedy zaczęło się moje zdobywanie doświadczenia i tak zwana droga zawodowa. Obecnie obowiązująca ustawa o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym miała wtedy niespełna 4 lata. Nikt mi wówczas nie mówił, że jest z Nią coś nie tak. To były błogie lata nauki zawodu i niegasnące przekonanie, że kiedyś w oparciu o te nowe przepisy będę kreował przestrzeń. Nie byłem świadomy tego, co miało wkrótce nadejść.

To było mniej więcej 3 lata później, około 2010 roku. Powoli zaczynałem "kumać" o co w tym wszystkim chodzi. Czułem, że jestem na prostej drodze do samodzielności, że obcowanie z Nią nie sprawia mi trudności, a inicjatywa jest po mojej stronie. I tu nagle łup! Ustawę o planowaniu trzeba zmienić! Tak brzmiał komunikat. Początkowo tego nie rozumiałem, nie potrafiłem się z tym pogodzić. Co prawda na każdym spotkaniu emerytowanych komisji urbanistycznych słyszałem, że dzisiaj prawdziwej urbanistyki już nie ma, ale nie sądziłem, że problem leży w Niej, w tej Ustawie!

Dowiadywałem się o tym stopniowo, z każdą wydaną niezgodnie ze studium WZtką. Niepokój narastał. Wytchnienie przychodziło wraz z kolejnymi wyborami parlamentarnymi, kiedy to okazywało się, że nowego pomysłu na planowanie nie udało się dowieźć w terminie. Mina mi zrzedła kiedy ktoś rzucił... „zderegulujmy zawód urbanisty, będzie fajnie!” I ten pomysł się akurat przyjął. A ja byłem wtedy świeżo upieczonym członkiem Zachodniej Okręgowej Izby Urbanistów. Dwa koła na egzamin w plecy. Tego nikt mi już nie zwróci!

Od tej pory właściwie nie wiem kim jestem. Pracuję w zawodzie, którego nie ma. Co chwile chcą nas reanimować. Niezmiennie walka trwa do kolejnych wyborów. Miał być Kodeks, miała być ustawa inwestycyjna… wszystko jednak wskazywało na to, że ja w tej patologii planistycznej doczekam emerytury. Zacząłem się nawet w niej urządzać. No i nagle ktoś doszedł do genialnego wniosku. Nie róbmy reformy, bo to za duże dla nas wyzwanie. Zróbmy rewolucje, nazywając ją zmianą. Zmiana wskazuje na coś małego, szybkiego, łatwego… może się nikt nie zorientuje. Mamy problem z WZtkami bo one mogą być niezgodne ze studium? No to zlikwidujmy studia i zastąpmy je planami ogólnymi! To jak powrót do przeszłości, do lat dziecięcych.. kiedy wszystko było takie proste! I teraz też będzie proste! No po prostu wow! Ale kto nam zrobi te plany? Urbanistów jest jak na lekarstwo. No jak to kto? Po deregulacji każdy może to zrobić! No wow do kwadratu! Patologiczni siewcy WZtek miejcie się na baczności!

Wszystko wyglądało jak plan doskonały! Po 17 latach w zawodzie musiałbym się go uczyć na nowo, ale za to miałbym szansę doznać tego czego doznali moi starsi koledzy.. obcowania z prawdziwą urbanistyką, z normatywem, z wizją i szacunkiem! I jeszcze jedno… nie musiałbym wnukom opowiadać o patodeweloperce. Strach znowu przeplatał się z ekscytacją, zupełnie jak wtedy kiedy poznawałem Ją, tę Ustawę z 2003 roku! To podekscytowanie nie trwało długo.. konsultacje społeczne, setki uwag i te nagłówki gazet wieszczące koniec świata. Broń jeszcze nie jest złożona, ale wybory są blisko!