Nabici w ustawę odległościową!
No i stało się, nowelizacja ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych doczekała się podpisu Prezydenta. Energetyka wiatrowa w Polsce została odblokowana. Branża wiatrowa liczy straty po „wrzutce Posła Suskiego” i przygotowuje się do biegu z przeszkodami, nie wiedząc czy na mecie czekają warunki przyłączenia. Niektórzy mówią, że to zgniły kompromis, inni, że lepszy rydz niż nic. Jedno jest pewne, każdy swojego pionka ustawia z powrotem na polu start.
Okazuje się jednak, że nie tylko inwestorzy stracą na tym majstrowaniu z odległością. Stratne są też samorządy i niejeden „Kowalski”. Poważne! Kowalski też! Pamiętacie jakie było w 2016 roku zdziwienie kiedy się okazało, że ustawa wiatrakowa, która była wymierzona w wiatraki rykoszetem trafiła w tych, którzy chcieli budować swoje domy w otoczeniu wiatraków? Szybka zmiana w projekcie wprowadziła wówczas najdłuższe vacatio legis jakie znam. Przestało ono obowiązywać w połowie zeszłego roku, czyli 6 lat po wejściu w życie ustawy. Przez cały ten czas gminy mogły uchwalać miejscowe plany gwarantując swoim mieszkańcom prawo do zabudowy w mniejszej odległości od wiatraka niż to wynikało z tzw. zasady 10H. Przepis zawarty w art. 15 ust. 8 brzmiał:
art. 15 ust. 8
W ciągu 72 miesięcy od dnia wejścia w życie ustawy dopuszcza się uchwalanie planów miejscowych przewidujących lokalizację budynku mieszkalnego albo budynku o funkcji mieszanej, w skład której wchodzi funkcja mieszkaniowa, na podstawie przepisów dotychczasowych
Inny przepis w tej samej ustawie dawał gwarancję, że mniejsza odległość od wiatraka nie będzie przesłanką do odmowy wydania pozwolenia na budowę:
art. 15 ust. 4
Jeżeli w planie miejscowym, o którym mowa w ust. 2 lub w ust. 7 pkt 1 oraz w ust. 8, przewiduje się lokalizację budynku mieszkalnego albo budynku o funkcji mieszanej, w skład której wchodzi funkcja mieszkaniowa, przesłanki odmowy przez organ administracji architektoniczno-budowlanej wydania pozwolenia na budowę lub, w przypadku zgłoszenia, wniesienia sprzeciwu, nie stanowi fakt, iż inwestycja ta nie spełnia wymogów, o których mowa w art. 4 [artykuł mówiący o konieczności zachowania odległości równiej dziesięciokrotności wysokości elektrowni wiatrowych]
Prawo pozwalało, to gminy uchwalały. Było to w końcu działanie w interesie mieszkańców. Zresztą nierzadko strefa 10H obejmowała całe miejscowości, których dalszy rozwój był zależny od tego czy władze gminy podejmą planistyczne działania. Znam gminy, które objęły w tym okresie planami znaczną część wszystkich miejscowości. Wychodzi na to, że była to strata kasy, nic więcej! Spójrzcie na art. 10 ust.1, ale także 11 ustawy z dnia 9 marca 2023 r. o zmianie ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych oraz niektórych innych ustaw. Ten drugi artykuł dotyczy warunków zabudowy:
art. 10 ust. 1
Jeżeli w planie miejscowym, o którym mowa w art. 15 ust. 2, ust. 7 pkt 1 lub ust. 8 [dotyczy to wszystkich obowiązujących planów] ustawy zmienianej w art. 1, przewiduje się lokalizację budynku mieszkalnego albo budynku o funkcji mieszanej, organ administracji architektoniczno-budowlanej odmawia wydania pozwolenia na budowę, a w przypadku zgłoszenia - wnosi sprzeciw, jeżeli inwestycja w zakresie tego budynku nie spełnia wymogu zachowania odległości nie mniejszej niż 700 metrów od elektrowni wiatrowej, z wyjątkiem elektrowni wiatrowych, dla których decyzja o pozwoleniu na budowę stała się ostateczna przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy.
art.11
W przypadku decyzji WZ wydanej na podstawie postępowań, o których mowa w art. 14 ust. 1 i 2 ustawy zmienianej w art. 1, oraz decyzji WZ, o których mowa w art. 14 ust. 4 ustawy zmienianej w art. 1, dla których przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy nie wydano pozwolenia na budowę, organ administracji architektoniczno-budowlanej odmawia wydania pozwolenia na budowę, a w przypadku zgłoszenia - wnosi sprzeciw, jeżeli inwestycja w zakresie budynku mieszkalnego albo budynku o funkcji mieszanej nie spełnia wymogu zachowania odległości nie mniejszej niż 700 metrów od elektrowni wiatrowej, z wyjątkiem elektrowni wiatrowych, dla których decyzja o pozwoleniu na budowę stała się ostateczna przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy
Myślę, że te dwa przepisy nie byłyby tak problematyczne, gdyby w ustawie pozostała min. odległość na poziomie 500m. Z takiego powodu, że zarówno wcześniejsza praktyka jak i projekt ustawy, podpowiadały, że nowa zabudowa będzie mogła powstawać w minimalnej odległości 500m. Gminy raczej nie decydowały się na przekraczanie tej odległości. Po zmianie na 700m okazuje się, że wszystkie sporządzone w okresie przejściowym plany, dopuszczające zabudowę mieszkaniową w odległości mniejszej niż 700m od elektrowni wiatrowych będą niemożliwe do skonsumowania. To oznacza, że właściciele nieruchomości tak zlokalizowanych mają plan pod zabudowę mieszkaniową, ale domu i tak nie zbudują. Co ciekawe dotyczy to wyłącznie terenów budowlanych zlokalizowanych w sąsiedztwie planowanych elektrowni wiatrowych, ponieważ wokół istniejących elektrowni ustawodawca zezwolił na totalne eldorado. To jest jednak złudne, bo przepisy dot. dopuszczalnych poziomów hałasu mimo wszystko obowiązują i nie wolno nam o tym zapominać. Żeby było ciekawiej, to te budynki mieszkalne, których i tak nie można zbudować, będą blokowały budowę planowanych elektrowni wiatrowych.. oczywiście ze wzajemnością. Kto ten bałagan posprząta? Gminy? Nie sądzę… jakikolwiek ruch z ich własnej inicjatywy będzie oznaczał dla nich potencjalną sprawę o odszkodowanie. Chyba jedyna nadzieja w inwestorach i to w interesie gmin będzie, żeby "dać im szansę" na zmianę planu. Warto mieć tego świadomość. Mimo wszystko uważam, że tam gdzie jest większe pokrycie planami miejscowymi będzie łatwiej i bezpieczniej rozwijać nowe projekty wiatrowe, więc gminy, które przez ostatnie 6 lat nadrabiały w tym względzie zaległości, z pewnością na tym nie stracą, a mogą dużo zyskać!