Uchwała o ustaleniu lokalizacji inwestycji wiatrowej jako narzędzie do nieuczciwej konkurencji

Skyscape with cloud and sun during changeing time of day

Czytając ten artykuł weźcie pod uwagę, że jestem urbanistą, zarabiam na przygotowywaniu planów miejscowych i mogę być wobec tego nieobiektywny. Z drugiej jednak strony patrzę na system planowania przestrzennego i zagospodarowanie przestrzeni szerzej, nie tylko z punktu widzenia rozwoju inwestycji OZE. Moja firma z kolei jest zaangażowana w szereg projektów, co pozwala nam testować i oceniać aktualnie obowiązujące regulacje w zakresie tworzenia planów miejscowych dla rozwoju energetyki wiatrowej. Mam w głowie pomysły jak poprawić czy usprawnić ten proces. Nie mieści się jednak w mojej głowie dyskutowana publicznie od wczoraj propozycja dotycząca lokalizacji elektrowni wiatrowych na bazie uchwał rad gmin, wydawanych w terminie 90 dni, bez żadnych uzgodnień i konsultacji. Nie można przecież poważnie traktować propozycji konsultacji, które będą organizowane jedynie przed przygotowaniem takiej uchwały. Taka uchwała ma być szczególną formą planu miejscowego, co oznacza, że może go zastąpić. Jej zakres ma obejmować minimum obszar oddziaływania akustycznego wokół planowanych turbin, co oznacza, że tą uchwałą można będzie regulować sposób zagospodarowania sporej części nieruchomości w gminie. Co ważne, taką uchwałę będzie można podjąć niezależnie od ustaleń obowiązującego MPZP, Studium, a nawet Planu Ogólnego - te ostatnie jeszcze nie powstały, a projekt nowelizacji ustawy wiatrakowej już zakłada możliwość ignorowania ich ustaleń(!). Demolujemy tym samym nowy system planowania przestrzennego. Najciekawsze jest jednak to, że ten sposób zagospodarowania nie będzie musiał być opiniowany i uzgadniany z żadną instytucją. Lokalna społeczność natomiast będzie mogła się zapoznać z treścią uchwały dopiero po jej przyjęciu. Nie trzeba mieć specjalnie wybujałej wyobraźni, żeby przewidzieć do czego to może doprowadzić.

Skoro nie trzeba tej uchwały uzgadniać i konsultować, to możemy ją uzyskać bardzo niskim kosztem, bez analiz środowiskowych, społecznych i urbanistycznych. Być może nawet w pełni zabezpieczone umowy dzierżawy nie będą tu potrzebne. Wystarczy złożyć wniosek z partyzanta i roztoczyć przed gmina wizję szybkiego sukcesu. Schody zaczną się później. Brak właściwego rozpoznania obszaru inwestycji będzie skutkował koniecznością zmiany uchwały lokalizacyjnej. Pytanie czy każda z firm, która uzyska taką uchwałę będzie w stanie pokryć olbrzymie koszty dewelopmentu farm wiatrowych. Część tych uchwał w ogóle nie będzie nadawała się do realizacji. Pozostaną jednak w systemie, blokując rozwój innych funkcji, w tym funkcji mieszkaniowej. Oczywiście będzie je można zmienić, ale koszt i ryzyko ewentualnych roszczeń wynikających z tej zmiany gminy będą musiały wziąć na siebie. Poza tym taki tryb lokalizacji elektrowni wiatrowych może wywołać protesty społeczne i w konsekwencji pogorszyć nastawienie do tego typu inwestycji.

Jaki jest więc sens podejmowana takich uchwał?

Każdy kto dzisiaj rozwija projekty wiatrowe doskonale wie, że istotnym problemem/ wyzwaniem jest konkurencja w terenie. Nie da się postawić elektrowni wiatrowych na sąsiadujących ze sobą działkach. Przy zakładanych obecnie parametrach turbin wiatrowych odległość pomiędzy nimi nie powinna być mniejsza niż kilkaset metrów. Oznacza to, że do realizacji projektu wiatrowego na ogół potrzebny jest obszar o powierzchni przekraczającej znacznie 1000ha. To obszar, który powinien być przeznaczony do dyspozycji jednego inwestora. Jeżeli w granicach tego obszaru kilku inwestorów dzierżawi grunty pod turbiny to szanse na realizację takiego projektu maleją wraz z liczbą tych konkurencyjnych firm. Niestety świadomość tego faktu wśród decydentów w gminach jest bardzo niska, co może skutkować podejmowaniem decyzji wzajemnie się wykluczających. W rezultacie w wielu gminach mamy do czynienia dzisiaj ze swoistym wyścigiem. Wyścigiem, w którym nierzadko nie ma żadnych zasad. W tym wyścigu uczestniczą z reguły zarówno poważni inwestorzy mający za sobą olbrzymie doświadczenie i kapitał, ale również tacy, którzy nie mają większych szans na zrealizowanie projektu, o którym mówią, co oczywiście nie oznacza, że są na straconej pozycji. Dobrze wszyscy wiemy, że tych drugich jest wcale niemało. Narzędzie, które pozwala w krótkim czasie zabezpieczyć cały ten obszar dla realizacji inwestycji jest z punktu widzenia inwestora narzędziem wręcz idealnym. Problem w tym, że to narzędzie może być wykorzystywane do nieuczciwej konkurencji niwecząc szansę na powstanie innych, dobrze przygotowanych projektów. Naturalnie ucierpią na tym inwestorzy, ucierpią też samorządy, które stracą szansę na rozwój wartościowych projektów. W rezultacie stracimy my wszyscy, bo rozwój OZE nie będzie przebiegał tak jakby mógł.

Taka uchwała daje również szansę na szybkie wnioskowanie o warunki przyłączenia, które dzisiaj są towarem deficytowym. Z tego punktu widzenia trzeba przyznać, że to rozwiązanie ma jakieś uzasadnienie, ponieważ pozwala nie inwestować sporych pieniędzy przed uzyskaniem tych warunków. Moim zdaniem jednak takie rozwiązanie ma zbyt daleko idące skutki i dlatego uważam, że nie jest do przyjęcia. Ten problem należy rozwiązać z innej strony nie pozostawiając w systemie uchwał, które nie są możliwe do realizacji, a jednocześnie rodzą olbrzymie skutki prawne i blokują możliwość innego zagospodarowania terenów objętych uchwałą.

Reasumując, uważam, że zaproponowana nowa forma lokalizacji inwestycji wiatrowych przyniesie więcej szkód niż korzyści. Wątpię, że będzie to narzędzie powszechnie stosowane w gminach, szczególnie w najbliższym przedwyborczym okresie. Poza tym czytając projekt ustawy mam znacznie więcej pytań niż odpowiedzi dotyczących tego rozwiązania, co nie wróży za dobrze w kontekście oceny poprawności jego przygotowania.

Osobiście żałuję, że w projekcie tej ustawie nie znalazły się proste zmiany dotyczące usprawnienia procedury planistycznej. Obowiązki i terminy dotyczące organizacji konsultacji publicznych wymagają pilnych zmian. Warto byłoby też doprecyzować część wymogów, bo ich niejednoznaczność może w przyszłości skutkować rozstrzygnięciami nadzorczymi do planów miejscowych. Na domiar złego proponowane zmiany w przepisach nie są spójne z przepisami aktualnie obowiązującymi, co wzmocni tylko niemały już bałagan i wątpliwości interpretacyjne. Za rozsądną należy natomiast uznać propozycję dotyczącą uzależnienia odległości pomiędzy elektrowniami wiatrowymi a zabudową mieszkaniową od oddziaływania akustycznego. Szkoda tylko, że dokłada się do tej ciekawej propozycji bardzo złe rozwiązania, których wprowadzenie może przynieść wiele szkód dla branży wiatrowej. Osobiście mam nadzieję na poprawki.


Zachęcam Was również do przeczytania moich wcześniejszych wpisów:

Nowelizacja ustawy o planowaniu przyjęta przez Sejm! Bardzo korzystna zmiana dla branży OZE!

MPZP pod wiatr – ważne, żeby dobrze wystartować!

Kluczowa rola prognozy środowiskowej w procedurze MPZP dla elektrowni wiatrowych!

Ile kosztuje plan dla 5 wiatraków?

Nabici w ustawę odległościową!