Studenci do POGów! Ministerstwo Was wzywa!
Urbanista?! To jest taki zawód? Jeszcze 15 lat temu po wklepaniu tego słowa w internet przeglądarka podpowiadała zmianę na „onanista”, sugerując błąd w pisowni. Po pytaniu o zawód zawsze trzeba było precyzować o co nam chodzi. W tamtym czasie raczkowaliśmy z portalem Urbanistyka.info. Mieliśmy misję, chcieliśmy popularyzować wiedzę i zmniejszać dystans pomiędzy młodymi a doświadczonymi kolegami po fachu. Szło całkiem nieźle. Social media jeszcze wówczas nie skupiały całej uwagi. Pracownie urbanistyczne wychodziły z założenia, że strona internetowa to zbędny wydatek a o swoim istnieniu informuje się poprzez udział w przetargach. Izby urbanistów też działały w podziemiu i o ich aktywności nikt poza ich członkami nic nie wiedział. Nie ma się co dziwić, że chwilę później bez większych oporów nasz samorząd zawodowy przestał istnieć. Wszystko to w imię zwiększenia dostępu do zawodu. Po kilkunastu latach głowienia się nad uzdrowieniem systemu planowania przestrzennego, ustawodawca stwierdził, że zawód urbanisty nie jest zawodem zaufania publicznego a do „robienia” planów wystarczy podyplomówka z gospodarki przestrzennej. Tym samym „urbanistą”, przy odrobinie wysiłku, może być dzisiaj niemal każdy. Skoro było/jest tak prosto to dlaczego dzisiaj samorządy nie mogą znaleźć wykonawców do planów ogólnych?
Niespełna 10 lat temu siedziałem na korytarzu jednego z urzędów i mimowolnie, przez uchylone drzwi, przysłuchiwałem się rozmowie dwóch urzędniczek. Syn jednej z nich kończył liceum i panie zastanawiały się jaki kierunek studiów powinien wybrać. W pewnym momencie jedna zaproponowała planowanie przestrzenne na co ta druga odpowiedziała: „daj spokój, facet to musi mieć zawód”. Ja, ten „facet bez zawodu”, za chwilę miałem tam do nich wejść z kolejnym pakietem decyzji o warunkach zabudowy, których wykonanie zajmowało całe dnie, a pieniądz był z tego marny. Musieliśmy to robić, bo jako młode biuro nie mieliśmy dostępu do wielu zleceń, zresztą kasa z planów też nie była duża. Nie muszę chyba mówić co wtedy czułem.
Z kolei całkiem niedawno usłyszałem zdanie „w Twoim wieku nie chciałbym tak zapier…” i zrobiło mi się tak fajnie jak wtedy na tym korytarzu. Dzisiaj mam jednak inną perspektywę. Nasze biuro jest jednym z większych tego typu biur w Polsce. W ubiegłym roku uchwaliliśmy 40 planów miejscowych i 5 studiów. Przygotowaliśmy także blisko 700 projektów decyzji o warunkach zabudowy. Ponad to wykonaliśmy szereg analiz przestrzennych dla branży OZE, dla której świadczyliśmy również usługi konsultingowe. Zatrudniamy 18 osób, mamy stałych klientów, robimy mnóstwo zróżnicowanych projektów i nie musimy obawiać się utraty płynności finansowej. To komfort nie tylko dla nas, ale także dla naszych Zleceniodawców. Czy dałoby się to osiągnąć bez ciężkiej pracy? Ja myślę, że nie. To był długotrwały proces. Nic tu nie jest dziełem przypadku. Niestety ten rozwój miał swój koszt. Zna go pewnie każdy przedsiębiorca. Zdaję sobie jednak sprawę, że dzisiaj można mieć inne odczucie.
W planowaniu jest teraz górka. Sytuacja wręcz niespotykana. Najniższa cena przestała być głównym kryterium wyboru wykonawcy. Gminy masowo nie rozstrzygają przetargów, bo nikt się do nich nie zgłasza. Jako branża nie byliśmy na tę górkę przygotowani. Na rynku większych biur urbanistycznych jest garstka. Przeważają zdecydowanie jednoosobowe działalności gospodarcze. Myślę, że nawet jakby zliczyć wszystkie działające biura w Polsce to jest ich mniej niż gmin. Dlaczego tak jest? A no dlatego, że przez lata zawód urbanisty był marginalizowany, a nasza praca słabo wynagradzana. Co ciekawe nawet podczas prac nad ostatnią reformą planowania przestrzennego urzędnicy odpowiedzialni za jej przygotowanie bagatelizowali wiedzę i doświadczenie osób zajmujących się czynnie planowaniem przestrzennym wskazując, że plany ogólne będą mogli przygotowywać studenci. Na to mógł wpaść tylko ktoś, kto nie ma zielonego pojęcia ile czasu, energii i pieniędzy kosztuje przygotowanie młodych ludzi do wykonywania tego zawodu. To jest bardzo często inwestycja, która się nie spłaca i dlatego większych biur jest tak mało.
Został nam niecały rok na wdrożenie reformy, a wiele gmin nawet nie zdołało wybrać wykonawcy. Górka w planowaniu za jakiś czas się skończy i wiecie co po niej pozostanie? Wiele kiepsko wykonanych planów ogólnych, tysiące nowych, bezterminowych decyzji o warunkach zabudowy i niezliczone sprawy sądowe o utracone korzyści. Wina za ten stan rzeczy spadnie oczywiście na urbanistów, którzy te plany tak kiepsko przygotowali. Nikt nie będzie pamiętał w jakich warunkach były one tworzone.
Niemniej jednak życzę Nam wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku!:)
Zachęcam Was również do przeczytania moich wcześniejszych wpisów:
Jak zmiana na 500m wpłynie na rozwój energetyki wiatrowej w Polsce
Uchwała o ustaleniu lokalizacji inwestycji wiatrowej jako narzędzie do nieuczciwej konkurencji
Spotkania otwarte a gminy pobliskie
Nowelizacja ustawy o planowaniu przyjęta przez Sejm! Bardzo korzystna zmiana dla branży OZE!
MPZP pod wiatr – ważne, żeby dobrze wystartować!
Kluczowa rola prognozy środowiskowej w procedurze MPZP dla elektrowni wiatrowych!
Ile kosztuje plan dla 5 wiatraków?